czwartek, 22 sierpnia 2019

Owocowa frajda z Mentos Pure Fresh!

Jak była posucha, tak teraz wysyp kampanii. I to jakich!
Krótko po paczce od Somersby otrzymałam paczuszkę od Mentos, zawierającą nowe, owocowe gumy Mentos Pure Fresh.


W paczce całe mnóstwo pyszności: 20 rolek Mentos Pure Fresh Strawberry i 20 rolek Mentos Pure Fresh Tropical. Naprawdę sporo, można rozdawać, częstować, chwalić się :) Większość paczuszek już się rozeszła, pierwsze opinie spływają.


A co ja myślę o Mentos Pure Fresh? Miętowe wersje mi przypasowały, a także pokochałam wersję limonkową. Owocowe gumy lubię najmniej, ale wersja Tropical na stałe u mnie zagości. Oba warianty mają intensywne smaki, są słodkie, mocno owocowe i bardzo miękkie, co bardzo sobie w gumach do żucia cenię. Opakowania są zgrabne, pasują do kieszeni, torebki, plecaka, i nie rozpadają się tak łatwo jak wcześniejszych wariantów. Minus taki, że dość szybko tracą smak i są baaardzo słodkie. Szczególnie truskawkowe, dlatego wybieram tropikalne. Gumy są bez cukru, ale zawierają słodzik.


A Ty? Który smak Mentos Pure Fresh wybierasz?

#MentosPureFresh #MentosMaGumy #MentosStrawberry #MentosTropical #Streetcom

niedziela, 11 sierpnia 2019

Przekręt roku w "Szwindlu" Jakuba Ćwieka

To moje drugie spotkanie z tym autorem- po "Kłamcy" uznałam, że czas najwyższy poznać Jakuba Ćwieka, jeśli nie osobiście, to książkowo bliżej i z różnych stron. Padło na "Szwindel", który mogłam zamówić na portalu Czytam Pierwszy (www.czytampierwszy.pl) za zdobyte dotychczas punkty. Książka przyszła z całą masą różnych zakładek, które, choć nie wszystkie najpiękniejsze, czy mi pasujące, na pewno się przydadzą (zamiast metek z ubrań, czy starych biletów do kina, które zwykle się u mnie trafiają ;p).


O czym jest książka? Mikołaj pewnego dnia otrzymuje niezwykła przesyłkę- dziennik ojca, który zniknął, gdy chłopak był jeszcze mały, a który okazał się być światowej klasy oszustem. W dzienniku oprócz szeregu wyjaśnień i historii, jest również obietnica spadku. Spadek ów ma być pozyskany w wyniku misternie przygotowanego oszustwa, którego dokonać ma dawny wspólnik ojca i jego grupa, a także... sam Mikołaj. Chłopak musi zdecydować, czy wpakować się w coś tak ryzykownego dla dużych pieniędzy, których naprawdę potrzebuje. Drobiazgowy plan, nagrany gap, tygodnie przygotowań. Wszystko wydaje się takie proste. Aż za proste...


"Szwindel" nie dość, że jest świetnie napisany, to jeszcze niezwykle wciąga. Akcja nie pędzi, lecz rozwija się w tempie nonszalanckiego dżentelmena nie dbającego o to, czy się spóźni. Ćwiek lawiruje między punktami czasowymi i przestrzennymi, żongluje postaciami i ich aliasami, miesza fikcję z rzeczywistością, wszystko po to by Czytelnik się nie nudził. I nudy faktycznie nie ma. Książka wierna gatunkowi, ale z nowoczesnym zacięciem. Ma co nie co z klimatu filmów "Vabank", kolejnych "Ocean's…", a nawet z "Iluzji". Misternie tkana opowieść budzi podziw dla Autora za panowanie nad wszystkimi detalami (z jedną (którą zauważyłam) omyłką) i uparte dążenie ku finałowi. Finałowi, który był i zaskoczeniem, i pewnym rozczarowaniem. Zaskoczeniem, bo choć dość szybko zaczęłam się domyślać ku czemu zmierzamy, to jednak ostateczny kształt i motywy stojące za zakończeniem zrobiły mi niespodziankę. Rozczarowaniem, bo przebiegłość, spryt i tworzenie iluzji, zastąpiły brutalność i chęć zemsty. Lecz to historia oparta na faktach, z którymi trudno dyskutować. Epilog wydał mi się zbyt powierzchowny, stojący w kontraście do dopracowanej, bardzo detalicznej całości. Za to posłowie ładne- wciąż zanurzone w atmosferze powieści, pozbawione przydługich list osób i instytucji, którym autor jest wdzięczny, okraszone radą i przestrogą. Zakończone słowami: "Dziękuję za wspólną przygodę. Jakub Ćwiek." Nie, to ja bardzo dziękuję :)

P.S. Książka wciąż dostępna (i to w promocji!) na:
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Letnie orzeźwienie z gruszkowym Somersby 0,0%


Po wielu, wieeeeeelu próbach w różnych kampaniach wracam do gry! Tym razem dzięki Streetcom testuję nowe Somersby- gruszkowe i bez procentów. To pierwsze bezalkoholowe piwo od Somersby za co wielkie dzięki! I liczę, że inne smaki w wersji no-alko również się pojawią. W ogóle od czasu ciąży i karmienia jakoś mniej mnie do alkoholu ciągnie albo gorzej go znoszę, tak że trend spożywania piw bezalkoholowych, który obserwuję bardzo sobie cenię. Zaczynało się skromnie, od jednej, dwóch marek, a teraz właściwie każdy wytwórca ma w ofercie wersję bezalkoholową i jeszcze prześcigają się, żeby smak był zadowalający. Bo to nie tak, że ten kto nie chce pić z alkoholem nie ma prawa do piwnego smaku! Ale wracając do meritum ;)


Udział w kampanii Somersby był dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż paczka dotarła do mnie nim jeszcze dostałam SMS z powiadomieniem! Kurier na pewno się uśmiał widząc moją minę ;) Zaskoczenie więc było spore, ale jakże przyjemne! Paczka była dość ciężka, dobrze zapakowana i pełna fajności.


W solidnym, ładnym pudle czekały na mnie: butelka 0,4L do spróbowania dla mnie i 8 puszek 0,5L do rozdania dla znajomych. Przewodnik ambasadora w wersji online mam zawsze dostępny na stronie Streetcom (ekologia!). Od razu się przyznam, że oprócz butelki na potrzeby zdjęć opróżniliśmy także puszkę. Było warto? ;)


W kontekście rozdawania puszek i zbierania opinii fajniejsze byłyby małe puszki, w większej liczbie, by więcej osób obdarować. Jedna z koleżanek nawet woli małe puszki, bo pije dość wolno i w małej nie zdąży jej się piwo wygazować. Tak czy owak kwestię małej liczby puszek rozwiązałam w ten sposób, że pary otrzymywały jedną do podziału. Szczęściarze single! ;)
Puszki rozeszły się bardzo szybko! Otrzymały je oczywiście znajome karmiące (koleżanka z pracy i sąsiadka), ci, którzy są na diecie i nie piją alkoholowych napojów (przyjaciółka, przyjaciel i szwagier), a także ci, którzy za zwykłym piwem nie przepadają, a takie smaczki sobie cenią (Siostra z chłopakiem oraz Rodzice).

A jak wszystkim smakowało? O tym w następnym poście! Isn't that wonderful? :)

#Somersby #SomersbyPear #IsntThatWonderful #NoweSomersby #SomersbyPL #Streetcom #zeroprocent

sobota, 3 sierpnia 2019

Z życia antykwariusza - "Pamiętnik księgarza" Shaun Bythell

Dawno tak dobrze nie czytało mi się książki. Nie dlatego, że wciągnęła mnie od pierwszych stron i trzymała do końca w napięciu. Nie, tego tu nie znajdziecie. Podobała mi się głównie dlatego, że jest świetnie napisaną, dobrą książką, wypełnioną ciekawymi postaciami, inteligentnymi komentarzami i codziennymi, a jednak zaskakującymi sytuacjami.


Shaun Bythell, autor, narrator i główna postać powieści, w 2001 przejmuje antykwariat. Wielu jego bliskich i znajomych uważa, że to wariactwo. On sam już na pierwszych stronach książki zgadza się z nimi :) I choć narzeka i utyskuje, nie zamierza z antykwarycznego biznesu rezygnować. Dzień po dniu opisuje klientów, sprzedawców i pracowników, którzy towarzyszą mu w tej niełatwej drodze. Tytuł współgra z formą- jest to faktycznie pamiętnik, historie, ludzie i wydarzenia opisywani są w zwartych akapitach, okraszanych błyskotliwymi puentami. Książkę czytałam w formie ebooka, choć nie jest to ulubione medium autora...


Kiedy pierwszy raz przeczytałam opis książki [na portalu Czytam Pierwszy (czytampierwszy.pl)] od razu przypomniał mi się brytyjski serial "Księgarnia Black Books", z antypatycznym Irlandczykiem za ladą małej księgarni w Londynie, z którego odcinków zaśmiewałam się kilka lat temu. Sam Shaun Bythell nawiązuje do niego na pierwszych stronach książki, sugerując, że większość księgarzy jest jak postać wykreowana w serialu przez Dylana Morana- niecierpliwi, antyspołeczni, nietolerancyjni. Autor zresztą próbował przez całą książkę przekonać mnie, że pasuje do tego stereotypu, co mu się nie bardzo udało ;) Polubiłam Shauna księgarza, antykwariusza, fotografa, wędkarza, społecznika i przyjaciela. Nie udało mu się również zniechęcić mnie do posiadania księgarni. To moje wielkie marzenie, ale wciąż nie mam odwagi by je zrealizować. Zaczynając czytać myślałam: "O! Świetnie! Ktoś mnie przekona, że ten pomysł nie jest dobry". Nie tym razem. Bythell z Orwellem (i jego "Bookshop Memories") nie tylko nie odwiedli mnie od tego marzenia, ale nawet nasilili pragnienie jego realizacji. Być może przez to oraz spory sentyment, jaki mam do małych brytyjskich miejscowości i sklepików ich cichych uliczek sprawiły, że odczuwałam wielką przyjemność z czytania książki i prawdziwie przywiązałam się do bohaterów. Tym bardziej wpędził mnie w melancholię epilog, który jest ciekawym zwieńczeniem powieści, lecz również aktualizuje stan rzeczy, która to aktualizacja nie zawsze mi się podoba. Cóż, najwyraźniej jestem osobą typu 'to były czasy + westchnienie'.

Czy chciałbym wykonywać zawód księgarza?
Ogólnie rzecz biorąc, choć pracodawca traktuje mnie dobrze,
a w księgarni spędziłem sporo miłych chwil- nie.

George Orwell, Bookshop Memories

Książkę czyta się bardzo dobrze, nie ma przynudzania, jest treściwie i ładnie literacko. Bythell zgrabnie opisuje kulisy zawodu oraz blaski i cienie pracy z oczekującymi czasem niemożliwego klientami. Kolejne strony pamiętnika są kopalnią sugestii czytelniczych: co chwilę robiłam pauzę i zapisywałam kolejne tytuły 'na później', i mam nadzieję znaleźć ich polskie wydania (np. Jenny Uglow A Gambling Man, William Boyd Any human heart, John Kennedy Toole Sprzysiężenie głupców). W recenzjach książka opisywana była jako ciepła, dowcipna i do parskania śmiechem. Ciepła jest na pewno, nawet przy brytyjskiej pogodzie. Co do zabawności mam jednak odmienne zdanie. Bywały momenty, gdy się uśmiechnęłam, ale prychania nie było, salw śmiechu tym bardziej. Zdarzają się literówki. Mimo to polecam wszystkim, którzy kochają książki, księgarnie/antykwariaty i księgarzy/antykwariuszy.