poniedziałek, 27 kwietnia 2020

"Dziedziczka jeziora" Headley - dziwna, magiczna, ponura

"Dziedziczkę jeziora" Marii Dahvany Headley czytałam zaraz po dość nieudanej książce i być może dlatego spodobała mi się tak bardzo. Pięknie napisana, metafizyczna, naładowana emocjami, które się czuje. Całym sobą. Ktoś na Instagramie zwrócił mi uwagę, że ponura. Prawda, życie ukazane w niej jest ponure, na którą z postaci by nie spojrzeć. Ale jej ponurość jest jej zaletą i potęguje wrażenia.

Willa Herot mieszka w Herot Hall, bogatym miasteczku pełnym pięknych rezydencji. Cała społeczność świetnie się zna i jest właściwie samowystarczalna. Ale nawet w tej szklanej bańce istnieją sprawy ponure, przerażające. Szczególnie, gdy świat spoza bańki zaczyna się do niej przedostawać.
Dana Mills mieszka w jaskini, w górze wznoszącej się nad Herot Hall. Wychowuje tam swojego nietypowego syna, którego urodziła jakby przez przypadek. Dana wierzy, że życie w ciągłym ukryciu jest możliwe i nikt nigdy mu nie zagrozi. Nie wiem, że to jej życie może zagrozić komuś.
Kiedy syn Willi, Dylan oraz syn Dany, Gren zaprzyjaźniają się, światy tych dwóch kobiet zderzają się, rozbijając przez lata tkane egzystencje. Spotkanie dwóch chłopców na zawsze zmieni życie Willi, Dany, a także całej społeczności Herot Hall.


Nawiązania do Beowulfa nasuwają się same. I choć nie widziałam filmu, a poemat kojarzę bardzo pobieżnie, nazwy, imiona, sytuacje od razu budzą skojarzenia- Herot, Gren, Ben Woolf itp. Ale nie dostajemy tutaj legendy. Jest mnóstwo niedopowiedzeń, fantastycznych wizji, snów, niedomówień z pogranicza jawy i snu, ale jednak akcja osadzona jest w realnym świecie z jego realnymi problemami, nawet jeśli jeziora i kamienie zdają się przemawiać i próbują wpływać na rzeczywistość. Choć momentami się gubiłam, to jednak bardzo mi pasował styl pisania Autorki. Powieść brzmi jak literatura, a nie suche szkolne opowiadanie z poprzedniej mojej lektury. Przemyślana fabuła prowadzi czytelnika w jasno określonym kierunku, a dygresje i wycieczki w przeszłość dopowiadają i wyjaśniają. Historie obu kobiet są poruszające, ich oddanie rodzinie, przede wszystkim synom ujmujące, ich osobiste problemy czytelnik współodczuwa. Książka wciąga nie tylko na poziomie akcji, ale również na poziomie emocjonalnym. I choć ponura, a może właśnie dlatego pozostawia Czytelnika w stanie zaniepokojenia i rozważań o potworach, które czają się w jego rzeczywistości, za ścianą, za płotem, we własne sypialni...

Książkę czytałam dzięki punktom na Czytam Pierwszy.
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

"Anielska etiuda" Roberta Gonga pełna niespójności

Książka już dawno skończona, ale nie mogłam zabrać się za napisanie tej recenzji. "Anielska etiuda" budzi we mnie bardzo ambiwalentne uczucia. Od totalnego rozczarowania po zadowolenie z lektury. Ale do zachwytów mi daleko.

O czym traktuje powieść?
Robert spotyka miłość swojego życia w czasie odwiedzin Jasnej Góry. Zakochanie od pierwszego wejrzenia, wspólne studia w Warszawie, ślub. Sielanka? Nie tym razem. Koleje losu prowadzą do tego, że Robert traci ukochaną kobietę i staje się alkoholikiem prostą drogą zmierzającym do destrukcji. Wypadek samochodowy sprawia, że zapada w śpiączkę, w trakcie której dogłębnie analizuje swoje dotychczasowe życie, a nawet spotyka swoje nienarodzone dziecko. Wybudzenie ze śpiączki to dla niego druga szansa. Robert korzysta z niej jednak nader niefrasobliwie.


Brzmi ciekawie?
Bo i koncepcja sama w sobie jest ciekawa. Droga bohatera, którego los obdarza różnymi przykrymi okolicznościami, który upada i podnosi się, ulega pozornej metamorfozie, by całkowicie odmienić swoje życie. Trudne problemy, bolesne tematy, potraktowane z rozwagą, bez narzucania zdania, mnóstwo odcieni szarości. Opisy zdarzeń, emocji są eleganckie, nawet wciągające, czasem poetyckie. Ale poza tym...
Mnóstwo niespójności (wiek bohaterów i odstępy między wydarzeniami nie bardzo się zgrywają, najlepsi przyjaciele nie znają członków swoich rodzin, moczymordy są najlepszymi partiami w mieście). Niezgrabności językowe. Błędy edytorskie i drukarskie (jedna wypowiedź rozbita na trzy różne wersy, każdy rozpoczynający się myślnikiem). Bardzo kiepskie dialogi (nienaturalnie brzmiące, często infantylne). Po pierwszym rozdziale zaczęłam sprawdzać, kim jest Autor, by nie popełnić błędu z przeszłości i nie czytać debiutanta po selfpublishingu. Tak był zły ten rozdział: fatalne dialogi, przedziwne reakcje bohaterów, bezsensowne zachowania. Po sprawdzeniu, że Autor to nie debiutant, a nawet nagradzany pisarz, postanowiłam czytać dalej. Było znacznie lepiej, jakby dwie różne osoby pisały wstępny rozdział i te kolejne. Ale i tutaj nie obyło się bez dziwności, wielokrotnie pytałam się na głos 'że co?!?' i nie chodzi o postawy bohaterów, ale właśnie o niejasności, niespójności. Bo jestem skłonna uwierzyć, że jeden człowiek może mieć w życiu tak bardzo pod górkę, będąc temu w dużej mierze winnym, stoczyć się na dno, pozostając przy tym bożyszczem kobiet. Nawet w to, że dwa razy w życiu po 5 minutach rozmowy z kobietą potrafi stwierdzić, że to ta jedna jedyna (chyba druga jedyna....). Ale w to, że obudzi się w trumnie w dniu swojego pogrzebu jakoś nie bardzo. Do tego ta scena miała być chyba zabawna, bo ujść cało z zalewanej deszczem trumny pomagają Robertowi dwie hieny cmentarne wdzięcznie zwane Gienek i Kazek.
Na plus książki jest na pewno postać Zygotki, nienarodzonej córki Roberta i jego zmarłej żony. Dziewczynka/młoda dorosła, która pokazuje Robertowi, jakim naprawdę jest człowiekiem, wytykając mu liczne błędy z przeszłości. Podoba mi się jej zaciętość, brak uległości i pogodzenia z losem, jest głosem buntowniczki wojującej o sprawiedliwość, a nawet zemstę. Jest bardzo jakaś. Całą reszta postaci jest dość nijaka, mimo rozbudowanych opisów ich emocji i przemyśleń. Książka porusza naprawdę niełatwe tematy, okładka obiecuje pozostawić czytelnika w stanie głębokie zaniepokojenia o własne czyny i sumienie, ale prawdę mówiąc nawet niepotrzebnie brutalny (!) opis aborcji nie wzbudza emocji. Słowa, słowa, słowa, które trudno poczuć i wziąć do siebie. W pamięć zapadło mi właściwie jedno zdanie, które można niestety zastosować również dla dzieci będących ofiarami przemocy domowej: "Pomimo wszystko, byłbyś ze wszystkimi twoimi wadami najcudowniejszym ojcem pod słońcem". Krótką zadumę nad tym zdaniem zaliczam książce na plus.

Książkę odebrałam za punkty z portalu CzytamPierwszy.
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl
#czytane2020 #robertgong #anielskaetiuda #czytampierwszy #czytampierwszypl #zostanwdomu

piątek, 3 kwietnia 2020

Między przęsłami - "Królestwo Mostu" Danielle L. Jensen

Zapowiadałam ją jakiś czas temu i dzięki punktom z Czytam Pierwszy (www.czytampierwszy.pl) udało mi się ją przeczytać w formie ebooka. To kolejna powieść Danielle L. Jensen, którą miałam okazję przeczytać. Poprzednia ("Mroczne wybrzeża") była niczego sobie, ale dość młodzieżowa. "Królestwo Mostu" zrobiło na mnie lepsze wrażenie. Sympatyczne sensacyjne fantasy.

Lara, córka władcy Maridriny, ma zostać wydana za mąż za Arena, króla Ithicany, zwanej także Królestwem Mostu. Ithicana kontrolująca handel uznawana jest za główną przyczynę głodu i niedostatku panujących w Maridrinie, dlatego głównym zadaniem Lary jest zdobycie informacji, jak podbić Królestwo Mostu i przekazanie ich dowódcom ojca. Po zaślubinach szybko okazuje się, że ani Ithicana, ani jej mieszkańcy, ani nawet jej król nie przystają do obrazu wpojonego Larze przez lata nauki i ćwiczeń. Księżniczka musi sama dotrzeć do prawdy o przyczynach losu Maridriny, nie dając się przy tym nikomu zabić. Czy jej się uda? Jaką cenę przyjdzie jej za tę wiedzę zapłacić?
Więcej o książce możecie przeczytać tutaj.


Książka nie wciągnęła mnie od razu i zdawała mi się dłużyć, ale szybko akcja nabrała tempa, zmieniały się postaci i krajobrazy. Historia opisana ze swadą, pomysłowa i wyważona. Podobała mi się powolna przemiana uczuć Lary i jej rosnące zaangażowanie w życie swojego nowego królestwa. Miałam pewien problem z wyobrażeniem sobie świata stworzonego przez autorkę ze względu na dość skromne opisy otaczającej bohaterów rzeczywistości. Szczególnie jeśli chodzi o sam most, jego architekturę umożlwiającą pełnienie tej a nie innej funkcji, rozmieszczenie na wyspach Ithicany i pomiędzy nimi. W to miejsce zaś dostałam dobrze odmalowanych bohaterów, z całym arsenałem ich emocji, poglądów i uprzedzeń. Większość budzi w czytelniku bardzo konkretne uczucia, nierzadko weryfikowane przez postawy, jakie prezentują w określonych sytuacjach. Suma sumarum wciągnęłam się i szybko dotarłam do bardzo otwartego zakończenia. Cieszę się, że będzie druga część.

Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl
#czytane2020 #danielleljensen #krolestwomostu #czytamwbiegufanpage #czytampierwszy #czytampierwszypl